2014/09/17

Zakochana po uszy

Przy okazji wczorajszej porannej wizyty w Gdańsku postanowiliśmy spontanicznie skoczyć na plażę w Sopocie - cały dzień przed nami, więc czemu nie??? Pogoda była przepiękna, późne lato ma swój nieodparty urok, a sopocka plaża nas oczarowała. Ja - miłośniczka morza od zawsze, nie mogłabym odmówić sobie tej przyjemności pospacerowania po bialutkim piasku i powzdychania do fal. Czaruś chyba tę miłość odziedziczył po mamie, bo na hasło plaża uśmiecha się zawsze od ucha do ucha - choć mam tę świadomość, że nie tyle bezkres morza jawi mu się jako cud i potęga natury, a raczej plaża jako bezkresna piaskownica ;-)





































Zdjęcia robię tylko i wyłącznie moim telefonem (iPhone 5s), lustrzanka jest oczywiście moim planem na przyszłość ;-) Czemu o tym piszę? Ponieważ niestety telefon szybko się rozładował, nie mogłam więc wyżyć się fotograficznie - nie doczekał nawet dojścia do molo, nad czym ogromnie ubolewam.. Ale było wspaniale!!! I - co najciekawsze - po raz pierwszy widziałam nad polskim morzem (a mieszkam nad nim niemal całe życie) taką niezliczoną ilość muszli i muszelek!!! Coś niesamowitego - tysiące (miliony?)!!! Raj. Napakowaliśmy kieszenie do pełna, a po długim spacerowaniu postanowiliśmy, że w drodze powrotnej na Słupsk, zahaczymy jeszcze o Hel. I to była największa niespodzianka tego dnia. Kiedyś już byłam na Helu, ale było to tak dawno, że pamiętam raczej ze zdjęć, niż z głowy; czułam się zatem, jakbym była tam po raz pierwszy. I wiem jedno: zakochałam się w tym miejscu. W całości Półwyspu Helskiego i w każdej jego części z osobna. Sam dojazd do końca lądu/do cypla, poczynając już od Władysławowa poprzez Chałupy, Jastarnię, Juratę i wreszcie Hel jest niezwykle ekscytujący - długa droga tylko na wprost i morze z prawej i lewej strony. Lasy i błękit morza zlewający się z błękitem nieba. Do tego przystanie jachtowe, pojedyncze łódki przy brzegu i ten ogromy błękit właśnie. Zamarzyłam, aby tam zamieszkać. To by dopiero było ekscytujące!!! Przy tej pogodzie chyba nie dało by się nie zachwycić tym otoczeniem. Na pewno tam niedługo wrócę!!! Telefon udało się zreanimować na dosłownie 3 zdjęcia, a czas nie pozwolił na dłuższe spacery, ale upatrzyłam kilka miejsc, które w najbliższym czasie zamierzam odwiedzić - z naładowanym telefonem. Ale byliśmy w chyba najważniejszym miejscu - na końcu cypla, samiutkim wierzchołku, gdzie znajduje się maleńka urokliwa plaża, a potem już tylko morze. Z każdej strony. I napis: "koniec Polski". Mam nadzieję, że uda mi się jeszce w tym tygodniu być tam znowu - na dłużej.

Sopot:





























Hel:





w tle malusieńka plaża i samiutki wierzchołek:



I jeszcze coś o wnętrzach ;)

We wrześniowym wydaniu czasopisma "Czas na wnętrze" znalazłam zdjęcia przepięknego mieszkania/domu w stylu multikolor, ale z nutką vintage, które rzuciło mnie na kolana. Od pewnego czasu zachwycają mnie właśnie takie wnętrza. Wynika to pewnie ze znudzenia bielą i wszechobecnymi ostatnio właśnie jasnymi wnętrzami - jak moje ;-) Taka mieszanka kolorów, intensywnych, a zarazem lekko wyblakłych, jakby przepalonych słońcem, idealnie trafia w mój gust i na pewno stanowiła by niezły zastrzyk energii od samego rana. Prostota mebli i obrazy na ścianach tworzą w tym wszystkim dla mnie wnętrze idealne. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie cyknąć kilku zdjęć i ich tutaj nie zamieścić ;-)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zainteresował Cię mój wpis! Chętnie usłyszę Twoją opinię!